Więc ku nim z drugiej izby wszyscy się porwali,
I tocząc się przeze drzwi nakształt bystrej fali,
745
Unieśli młodą parę, stojącą na progu,
Podobną Janusowi, dwulicemu bogu.[1]
Tadeusz z Telimeną nim na skroniach włosy
Poprawili, już groźne ucichły odgłosy.
Szmer zmieszany ze śmiechem śród ciżby się szerzył;
750
Nastąpił rozejm kłótni, kwestarz ją uśmierzył,
Człowiek stary, lecz krępy i bardzo pleczysty.
Właśnie kiedy Asesor podbiegł do jurysty,
Gdy już sobie gestami grozili szermierze,
On raptem porwał obu ztyłu za kołnierze,
755
I dwakroć uderzywszy głowy obie mocne
Jedną o drugą, jako jaja wielkonocne,[2]
Rozkrzyżował ramiona nakształt drogoskazu
I we dwa kąty izby rzucił ich odrazu.
Chwilę z rozciągnionemi stał w miejscu rękami,
760
I „Pax, pax, pax, vobiscum! — krzyczał — pokój z wami!“
Zdziwiły się, zaśmiały nawet strony obie.
Przez szacunek, należny duchownej osobie,
Nie śmiano łajać mnicha, a po takiej probie
Nikt też nie miał ochoty zaczynać z nim zwadę.
765
Zaś kwestarz Robak, skoro uciszył gromadę,
Widać było, że wcale triumfu nie szukał,
Ani groził kłótnikom więcej, ani fukał;
Tylko poprawił kaptur, i ręce za pasem
Zatknąwszy, wyszedł cicho z pokoju.
Tymczasem
770
Podkomorzy i Sędzia między dwiema strony