Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Wszystko znalazł inaczej. Prawda, że twarz ładną,
       180 Kibić miała wysmukłą, ale jak nieskładną!
A owa pulchność liców i rumieńca żywość,
Malująca zbyteczną, prostacką szczęśliwość!
Znak, że myśl jeszcze drzemie, że serce nieczynne.
I owe odpowiedzi, tak wiejskie, tak gminne!
       185 „Pocóż się łudzić? — krzyknął — zgaduję po czasie,
Moja nimfa tajemna pono gęsi pasie!“

Z nimfy zniknieniem całe czarowne przezrocze
Zmieniło się. Te wstęgi, te kraty urocze
Złote, srebrne, niestety! więc to była słoma?

       190 Hrabia z załamanemi poglądał rękoma
Na snopek uwiązanej trawami mietlicy,[1]
Którą brał za pęk strusich piór w ręku dziewicy.
Nie zapomniał naczynia: złocista konewka,
Ów rożek Amaltei, była to marchewka!
       195 Widział ją w ustach dziecka pożeraną chciwie:
Więc było po uroku! po czarach! po dziwie!

Tak chłopiec, kiedy ujrzy cykoryi kwiaty,[2]
Wabiące dłoń miękkiemi, lekkiemi bławaty,
Chce je pieścić; zbliża się, dmuchnie, i z podmuchem
       200 Cały kwiat na powietrzu rozleci się puchem,
A w ręku widzi tylko badacz zbyt ciekawy
Nagą łodygę szaro-zielonawej trawy.

Hrabia wcisnął na oczy kapelusz i wracał
Tamtędy, kędy przyszedł, ale drogę skracał,
       205 Stąpając po jarzynach, kwiatach i agreście,

  1. mietlica, gatunek trawy.
  2. cykorja, ziele podróżnik.