270
Klucznikiem Horeszkowskim i kłótliwym Woźnym;
Przed Jankielem tłumili dawne swe urazy,
Gerwazy groźny ręką, językiem Protazy.
Gerwazego nie było; ruszył na obławę,
Nie chcąc, aby tak ważną i trudną wyprawę
275
Odbył sam Hrabia, młody i niedoświadczony;
Poszedł więc z nim dla rady, tudzież dla obrony.
Dziś miejsce Gerwazego, najdalsze od progu,
Między dwiema ławami, w samym karczmy rogu,
Zwane pokuciem,[1] kwestarz ksiądz Robak zajmował;
280
Jankiel go tam posadził. Widać, że szanował
Wysoko bernardyna, bo skoro dostrzegał
Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał
I rozkazał dolewać lipcowego miodu.
Słychać, że z bernardynem znali się zamłodu,
285
Kędyś tam w cudzych krajach. Robak często chadzał
Nocą do karczmy, tajnie z Żydem się naradzał
O ważnych rzeczach; słychać było, że towary
Ksiądz przemycał, lecz potwarz ta niegodna wiary.
Robak, wsparty na stole, wpółgłośno rozprawiał,
290
Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,
I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierze;
Brano z niej, i kichała szlachta jak moździerze.[2]
„Reverendissime[3] — rzekł kichnąwszy Skołuba —
To mi tabaka, co to idzie aż do czuba!
- ↑ pokucie = ✽Zaszczytne miejsce, gdzie dawniej stawiano bogów domowych, gdzie dotąd Rosjanie zawieszają obrazy. Tam wieśniak litewski sadza gościa, którego chce uczcić.✽
- ↑ moździerze = małe armatki, z których strzelano na wiwat z zamków pańskich lub też podczas uroczystości kościelnych.
- ↑ Reverendissime = najczcigodniejszy.