Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/172

Ta strona została przepisana.

       585 Jako w twarzy lekarza wzrok przyjaciół czyta
Wyrok życia lub zgonu miłej im osoby,
Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby,
Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi.
„Jest! jest!“ — wyrzekł półgłosem, zerwał się na nogi.
       590 On słyszał! oni jeszcze słuchali — nareszcie
Słyszą: jeden pies wrzasnął, potem dwa, dwadzieście,
Wszystkie razem ogary rozpierzchnioną zgrają
Doławiają się[1], wrzeszczą, wpadły na trop, grają,
Ujadają. Już nie jest to powolne granie
       595 Psów goniących zająca, lisa albo łanię,
Lecz wciąż wrzask krótki, częsty, ucinany, zjadły;
To nie na ślad daleki ogary napadły,
Na oko gonią — nagle ustał krzyk pogoni,
Doszli zwierza. Wrzask znowu, skowyt; zwierz się broni
       600 I zapewne kaleczy: śród ogarów grania
Słychać coraz to częściej jęk psiego konania.

Strzelcy stali, i każdy ze strzelbą gotową
Wygiął się jak łuk naprzód z wciśnioną w las głową.
Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiska
       605 Jeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska,
Chcąc pierwsi spotkać zwierza: choć Wojski ostrzegał,
Choć Wojski stanowiska na koniu obiegał,
Krzycząc, że, czy kto prostym chłopem, czy paniczem,
Jeżeli z miejsca zejdzie, dostanie w grzbiet smyczem!
       610 Nie było rady! Wszyscy pomimo zakazu
W las pobiegli. Trzy strzelby huknęły odrazu;
Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzały
Ryknął niedźwiedź i echem napełnił las cały.
Ryk okropny boleści, wściekłości, rozpaczy!

  1. doławiają się = doganiają na wyścigi.