890
Nie czekając, dobywa rapier z pod kirejki:[1]
Czach, czach, i za Domejkę podciął wąs Dowejki.
„Wreszcie, jak na dobitkę, trzeba jeszcze było,
Żeby na polowaniu tak się wydarzyło,
Że stali blisko siebie oba imiennicy.
895
I do jednej strzelili razem niedźwiedzicy.
Prawda, że po ich strzale upadła bez duchu,
Ale już pierwej niosła z dziesiątek kul w brzuchu:
Strzelby z jednym kalibrem[2] miało wiele osób!
Kto zabił niedźwiedzicę? dojdźże! jaki sposób?
900
„Tu już krzyknęli: „Dosyć! trzeba raz rzecz skończyć;
„Bóg nas czy djabeł złączył, trzeba się rozłączyć:
„Dwóch nas, jak dwóch słońc, pono zanadto na świecie“, —
A więc do szerpentynek i stają na mecie.[3]
Oba szanowni ludzie; co ich szlachta godzą,
905
To oni na się jeszcze zapalczywiej godzą.
Zmienili broń, od szabel szło na pistolety;
Stają, krzyczym, że nadto przybliżyli mety;
Oni na złość, przysięgli przez niedźwiedzią skórę
Strzelać się, śmierć niechybna! prawie rura w rurę;
910
Oba tęgo strzelali. — „Sekunduj Hreczecha!“
„Zgoda, rzekłem, niech zaraz dół wykopie klecha;[4]
Bo taki spór nie może skończyć się na niczém;
Lecz bijcie się szlacheckim trybem, nie rzeźniczym:
Dosyć już mety zbliżać, widzę, żeście zuchy;
915
Chcecie strzelać się, rury oparłszy na brzuchy?
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/183
Ta strona została przepisana.