Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/184

Ta strona została przepisana.

Ja nie pozwolę. Zgoda, że na pistolety,
Lecz strzelać się nie z dalszej ani z bliższej mety,
Jak przez skórę niedźwiedzią. Ja rękami memi,
Jako sekundant, skórę rozciągnę na ziemi
       920 I ja sam was ustawię. Waść po jednej stronie
Stanie na końcu pyska, a Waść na ogonie.“
Zgoda! wrzaśli; czas? — jutro; miejsce? — karczma Usza.[1]
Rozjechali się. Ja zaś do Wirgilijusza —“[2]

Tu Wojskiemu przerwał krzyk: Wyczha! Tuż z pod koni
       925 Smyknął szarak; już Kusy, już go Sokół goni.
Psy wzięto na obławę, wiedząc, że z powrotem
Na polu łatwo można napotkać się z kotem;
Bez smyczy szły przy koniach; gdy kota spostrzegły,
Wprzód, nim strzelcy poszczuli, już za nim pobiegły.
       930 Rejent też i Asesor chcieli końmi natrzeć;
Lecz Wojski wstrzymał, krzycząc: „Wara! stać i patrzeć!
Nikomu krokiem ruszyć z miejsca nie dozwolę;
Stąd widzim wszyscy dobrze, zając idzie w pole“.
W istocie, kot czuł ztyłu myśliwych i psiarnie,
       935 Rwał w pole, słuchy wytknął, jak dwa różki sarnie,
Sam szarzał się nad rolą długi, wyciągnięty,
Skoki pod nim sterczały, jakby cztery pręty,
Rzekłbyś, że ich nie rusza, tylko ziemię trąca
Po wierzchu, jak jaskółka wodę całująca.
       940 Pył za nim, psy za pyłem; zdaleka się zdało,
Że zając, pył i charty jedno tworzą ciało:
Jakby jakaś przez pole suwała się żmija,

  1. Usza, wieś w Nowogródzkiem.
  2. P. Vergilius Maro, wielki poeta rzymski, autor „Eneidy“, epopei, z której tu skorzystał Wojski.