Na przyszłość; krewna Zosi i Hrabiego swatka,
Dla młodego małżeństwa byłaby jak matka.
Po tej z sobą odbytej stanowczej naradzie
Woła przez okno Zosię, bawiącą się w sadzie.
55
Zosia w porannym stroju i z głową odkrytą
Stała, trzymając w ręku podniesione sito;
Do nóg jej biegło ptastwo. Stąd kury szurpate[1]
Toczą się kłębkiem, stamtąd kogutki czubate,
Wstrząsając koralowe na głowach szyszaki
60
I wiosłując skrzydłami przez brózdy i krzaki,
Szeroko wyciągają ostrożaste[2] pięty;
Za niemi zwolna indyk sunie się odęty,
Sarkając na trzpiotalstwo swej krzykliwej żony;
Ówdzie pawie, jak tratwy, długiemi ogony
65
Sterują się po łące, a gdzie niegdzie zgóry
Upada, jak kiść śniegu, gołąb’ srebrnopióry.
W pośrodku zielonego okręgu murawy,
Ściska się okrąg ptastwa krzykliwy, ruchawy,
Opasany gołębi sznurem nakształt wstęgi
70
Białej, środkiem pstrokaty w gwiazdy, w cętki, w pręgi.
Tu dzioby bursztynowe, tam czubki z korali
Wznoszą się z gęstwi pierza, jak ryby z pod fali,
Wysuwają się szyje, i w ruchach łagodnych
Chwieją się ciągle nakształt tulipanów wodnych;
75
Tysiące oczu jak gwiazd błyskają ku Zosi.
Ona w środku wysoko nad ptastwem się wznosi,
Sama biała i w długą bieliznę ubrana
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/193
Ta strona została przepisana.