Ma za złe (tak się zmienił jednego wieczora),
Że Telimena zbytnie do zalotów skora;
Gorszy się, że jej suknia tak wcięta głęboko,
370
Nieskromnie — a dopiero, kiedy podniósł oko!
Aż przeląkł się; bystrzejsze teraz miał źrenice,
Ledwie spojrzał w rumiane Telimeny lice,
Odkrył odrazu wielką, straszną tajemnicę!
Przebóg, naróżowana!
Czy róż w złym gatunku,
375
Czy jakoś na obliczu przetarł się z trefunku:[1]
Gdzie niegdzie zrzedniał, nawskróś grubszą płeć odsłania.
Może to sam Tadeusz, w Świątyni Dumania
Rozmawiając za blisko, omusknął[2] z bielidła
Karmin[3], lżejszy od pyłków motylego skrzydła.
380
Telimena wracała nazbyt spieszno z lasu,
I poprawić kolory swe nie miała czasu.
Około ust szczególniej widne były piegi.
Nuż oczy Tadeusza, jako chytre szpiegi,
Odkrywszy jedną zdradę, poczną wkolej zwiedzać
385
Resztę wdzięków i wszędzie jakiś fałsz wyśledzać:
Dwóch zębów braknie w ustach; na czole, na skroni
Zmarszczki; tysiące zmarszczków pod brodą się chroni!
Niestety! Czuł Tadeusz, jak jest niepotrzebnie
Rzecz piękną nazbyt ściśle zważać; jak haniebnie
390
Być szpiegiem swej kochanki; nawet jak szkaradnie,
Odmieniać smak i serce — lecz któż sercem władnie?
Darmo chce brak miłości zastąpić sumieniem,
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/204
Ta strona została przepisana.