Co każdy miał na sercu: nagany, pochwały
Strzelców i obławników, ogary, wystrzały,
455
Wywoływano na plac; powstawała wrzawa,
Miła uchu myśliwców, jak druga obława.
Wiem, wiem, o co wam idzie. Ta czarnych trosk chmura
Pono z Robakowego wzniosła się kaptura!
Wstydzicie się swych pudeł! Niech was wstyd nie pali,
460
Znałem myśliwych lepszych od was, a chybiali;
Trafiać, chybiać, poprawiać, to kolej strzelecka.
Ja sam, chociaż ze strzelbą włóczę się od dziecka,
Chybiałem! chybiał sławny ów strzelec Tułoszczyk,
Nawet niezawsze trafiał pan Rejtan nieboszczyk.
465
O Rejtanie opowiem później. Co się tycze
Wypuszczenia z obławy, że oba panicze
Zwierzowi, jak należy, kroku nie dostali,
Choć mieli oszczep w ręku, tego nikt nie chwali,
Ani gani, bo zmykać, mając nabój w rurze,
470
Znaczyło po staremu być tchórzem nad tchórze;
Toż wystrzelić na oślep (jak to robi wielu),
Nie przypuściwszy zwierza, nie wziąwszy do celu,
Jest rzecz haniebna. Ale kto dobrze wymierzy,
Kto przypuści do siebie zwierza jak należy,
475
Jeśli chybił, cofnąć się może bez sromoty,
Albo walczyć oszczepem, lecz z własnej ochoty,
A nie z musu; gdyż oszczep strzelcom poruczony
Nie dla natarcia, ale tylko dla obrony.
Tak było po staremu. A więc mnie zawierzcie,
480
I waszej rejterady[1] do serca nie bierzcie,
Kochany Tadeuszku i Wielmożny Grafie![2]
Ilekroć zaś wspomnicie o dzisiejszym trafie,
Wspomnijcie też starego Wojskiego przestrogę:
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/207
Ta strona została przepisana.