Nigdy jeden drugiemu nie zachodzić w drogę,
485
Nigdy we dwóch nie strzelać do jednej zwierzyny.“
Właśnie Wojski wymawiał to słowo: zwierzyny,
Gdy Asesor półgębkiem podszepnął: dziewczyny.
Brawo! krzyknęła młodzież. Powstał szmer i śmiechy;
Powtarzano zkolei przestrogę Hreczechy,
490
Mianowicie ostatnie słowo: ci zwierzyny,
A drudzy w głos śmiejąc się krzyczeli: dziewczyny;
Rejent szepnął: kobiety, Asesor: kokiety,[1]
Utkwiwszy w Telimenie oczy jak sztylety.
Nie myślił wcale Wojski przymawiać nikomu
495
Ani uważał, co tam szepcą pokryjomu,
Rad bardzo, że mógł damy i młodzież rozśmieszyć,
Zwrócił się ku myśliwcom, chcąc i tych pocieszyć,
I zaczął, nalewając sobie kielich wina:
„Nadaremnie oczyma szukam bernardyna;
500
Chciałbym mu opowiedzieć wypadek ciekawy,
Podobny do zdarzenia dzisiejszej obławy.
Klucznik mówił, że tylko znał jednego człeka,
Co tak celnie jak Robak mógł strzelać zdaleka;
Ja zaś znałem drugiego. Równie trafnym strzałem
505
Ocalił on dwóch panów; sam ja to widziałem,
Kiedy do Nalibockich[2] zaciągnęli lasów
Tadeusz Rejtan poseł i książę Denassów.[3]
- ↑ kokieta (z francuskiego), zalotnica.
- ↑ Naliboki, miasteczko w Oszmiańskiem.
- ↑ Nassau-Siegen ks. Karol de, *1745—†1808 na Podolu, sławny w wieku XVIII awanturnik i wojownik; służył pod znakami francuskiemi i hiszpańskiemi; był admirałem rosyjskim; w latach 1780—81 przebywał u ks. Radziwiłła Panie Kochanku; ożeniony z Sanguszkówną, w r. 1784 otrzymał indygenat (szlachectwo)