Natychmiast się po różnych stronach rozpierzchniono.
270
Ci spać do domu, tamci w stodole na sianie,
Sędzia szedł podróżnemu dawać posłuchanie.
Inni już śpią. Tadeusz po sieniach się zwija,
Chodząc, jako wartownik, około drzwi stryja,
Bo musi w ważnych rzeczach rady jego szukać
275
Dziś jeszcze, nim spać pójdzie. Nie śmie do drzwi stukać,
Sędzia drzwi na klucz zamknął, z kimś tajnie rozmawia;
Tadeusz końca czeka, a ucha nadstawia.
Słyszy wewnątrz szlochanie. Nie trącając klamek,
Ostrożnie dziurką klucza zagląda przez zamek:
280
Widzi rzecz dziwną! Sędzia i Robak na ziemi
Klęczeli objąwszy się, i łzami rzewnemi
Płakali, Robak ręce Sędziego całował.
Sędzia Księdza za szyję płacząc obejmował;
Wreszcie po ćwierćgodzinnem przerwaniu rozmowy,
285
Robak pocichu temi odezwał się słowy:
„Bracie! Bóg wie, żem dotąd tajemnic dochował,
Którem z żalu za grzechy w spowiedzi ślubował;
Że Bogu i Ojczyźnie poświęcony cały,
Nie służąc pysze, ziemskiej nie szukając chwały,
290
Żyłem dotąd i chciałem umrzeć bernardynem,
Nie wydając nazwiska nietylko przed gminem,
Ale nawet przed tobą i przed własnym synem!
Wszakże ksiądz prowincyjał[1] dał mi pozwolenie
In articulo mortis[2] zrobić objawienie.
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/288
Ta strona została przepisana.