Jedną ręką zdrój leje z bezdennego dzbanka,
A drugą ręką w wodę dla zabawki miota
Brane z fartuszka garście zaklętego złota.
Dalej, z rowu wybiegłszy, strumień po równinie
610
Rozkręca się, ucisza, lecz widać, że płynie,
Bo na jego ruchomej, drgającej powłoce
Wzdłuż miesięczne światełko drgające migoce.
Jako piękny wąż żmudzki, zwany giwojtosem,[1]
Chociaż zdaje się drzemać, leżąc między wrzosem,[2]
615
Pełznie, bo naprzemiany srebrzy się i złoci,
Aż nagle zniknie z oczu we mchu lub paproci;
Tak strumień kręcący się chował się w olszynach,
Które na widnokręgu czerniały kończynach,
Wznosząc swe kształty lekkie, niewyraźne oku,
620
Jak duchy nawpół widne, napoły w obłoku.
Między stawami w rowie młyn ukryty siedzi.
Jako stary opiekun, co kochanków śledzi,
Podsłuchał ich rozmowę, gniewa się, szamoce,
Trzęsie głową, rękami, i groźby bełkoce;
625
Tak ów młyn nagle zatrząsł mchem obrosłe czoło,
I palczastą swą pięścią wykręcając wkoło,
Ledwo klęknął i szczęki zębowate ruszył,
Zaraz miłosną stawów rozmowę zagłuszył,
I zbudził Hrabię.
Hrabia widząc, że tak blisko
630
Tadeusz naszedł jego zbrojne stanowisko,
Krzyczy: „Do broni! łapaj!“ Skoczyli dżokeje;
Nim Tadeusz rozeznać mógł, co się z nim dzieje,
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/300
Ta strona została przepisana.