„To prawda, Ojcze — rzekli dwaj oficerowie,—
245
Czasby już zjeść i wypić pana Sędzi zdrowie!“
Zdziwili się domowi, patrząc na Robaka,
Skąd mu się wzięła mina i wesołość taka.
Sędzia wnet kucharzowi powtórzył rozkazy:
Wniesiono wazę, cukier, butelki i zrazy.
250
Płut i Ryków tak czynnie zaczęli się zwijać,
Tak łakomie połykać i gęsto zapijać,
Że w pół godziny zjedli dwadzieścia trzy zrazy
I wychylili ponczu ogromne pół wazy.
Więc Major syt i wesół w krześle się rozwalił,
255
Dobył fajkę, biletem bankowym zapalił,[1]
I otarłszy śniadanie z ust końcem serwety,
Obrócił śmiejące się oczy na kobiety
I rzekł: „Ja, piękne Panie, lubię was jak wety![2]
Na me szlify majorskie, gdy człek zjadł śniadanie,
260
Najlepszą jest po zrazach zakąską gadanie
Z paniami tak pięknemi, jak wy, piękne Panie!
Wiecie co? grajmy w karty? w welba-cwelba? w wista?[3]
Albo pójdźmy mazurka? he! do djabłów trzysta!
Wszak ja w jegierskim pułku pierwszy mazurzysta!“
265
Zaczem ku damom bliżej chylił się wygięty,
I puszczał naprzemiany dym i komplementy.[4]
„Tańczyć! — zawołał Robak — gdy wychylę flaszę,
To i ja, choć ksiądz, habit czasami podkaszę