Bo lekka, ciepłem letniem powoli rozgrzana
Roztopiła się lodu cukrowego piana,
I dno odkryła, dotąd zatajone oku;
Więc krajobraz przedstawił nową porę roku,
165
Zabłysnąwszy zieloną, różnofarbną wiosną.
Wychodzą różne zboża, jak na drożdżach rosną,
Pszenicy szafranowej buja kłos złocisty,
Żyto ubrane w srebra malarskiego listy,
I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady,
170
I kwitnące gruszkami i jabłkami sady.
Ledwie mają czas goście darów lata użyć,
Darmo proszą Wojskiego, żeby je przedłużyć,
Już serwis jak planeta koniecznym obrotem
Zmienia porę, już zboża malowane złotem,
175
Nabrawszy ciepła w izbie, powoli topnieją;
Już trawy pożółkniały, liścia czerwienieją,
Sypią się, rzekłbyś, iż wiatr jesienny powiewa;
Nakoniec owe chwilę przedtem strojne drzewa,
Teraz, jakby odarte od wichrów i śronu,
180
Stoją nagie: były to laski cynamonu,
Lub udające sosnę gałązki wawrzynu,
Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu.
Goście pijący wino, zaczęli gałązki,
Pnie i korzenie zrywać i gryźć dla zakąski.
185
Wojski obchodził serwis i, pełen radości,
Triumfujące oczy obracał na gości.
Henryk Dąbrowski udał wielkie zadziwienie
I rzekł: „Mój Panie Wojski, czy to chińskie cienie?[1]
- ↑ chińskie cienie = rysunki cieniste, rzucane na ekran, znikome mary, zjawiska.