Idzie jakby przez rózgi śród szeptów i drwinek,
Wstydząc się za frak, jakby za niecny uczynek;
Aż spotkał oczy Maćka i zadrżał z bojaźni.
Maciej dotąd z Rejentem żył w wielkiej przyjaźni,
420
Teraz wzrok nań obrócił tak ostry i dziki,
Że Rejent zbladnął, zaczął zapinać guziki,
Myśląc, że Maciej wzrokiem suknie z niego złupi.
Dobrzyński tylko dwakroć wyrzekł głośno: „Głupi!“
I tak strasznie zgorszył się z Rejenta przebrania,
425
Że zaraz wstał od stołu i bez pożegnania
Wymknąwszy się, wsiadł na koń, wrócił do zaścianka.
A tymczasem Rejenta nadobna kochanka,
Telimena, roztacza blaski swej urody,
I ubiór, od stóp do głów co najświeższej mody.
430
Jaką miała sukienkę, jaki strój na głowie,
Daremnie pisać, pióro tego nie wypowie;
Chyba pendzelby skreślił te tiule, ptyfenie,[1]
Blondyny, kaszemiry, perły i kamienie[2]
I oblicze różane i żywe wejrzenie.
435
Poznał ją zaraz Hrabia. Z zadziwienia blady,
Wstał od stołu i szukał koło siebie szpady:
„I tyżeś to! — zawołał — czy mnie oczy łudzą?
Ty? w obecności mojej ściskasz rękę cudzą?
O niewierna istoto, o duszo zmiennicza!
- ↑ tiul (z francuskiego), przezroczysta tkanina; ptyfeń (z francuskiego), wyraz przekręcony, dziś niezrozumiały. Prawdopodobnie złączone dwa wyrazy francuskie: petit-fin (t. j. étoffe), może szalik mały, stroik damski i t. p z muślinu.
- ↑ blondyny, gatunek koronek; kaszemiry, część stroju z wełny kaszmirskiej.