Ci chłopi są nie moi, lecz twoi poddani,
Nie śmiałbym ich urządzić bez woli ich pani.
Teraz, kiedy już mamy Ojczyznę kochaną,
Czyliż wieśniacy zyszczą z tą szczęśliwą zmianą
495
Tyle tylko, że pana innego dostaną?
Prawda, że byli dotąd rządzeni łaskawie,
Lecz po mej śmierci, Bóg wie, komu ich zostawię.
Jestem żołnierz, jesteśmy śmiertelni oboje,
Jestem człowiek, sam własnych kaprysów[1] się boję:
500
Bezpieczniej zrobię, kiedy władzy się wyrzekę
I oddam los włościanów pod prawa opiekę.
Sami wolni, uczyńmy i włościan wolnemi,[2]
Oddajmy im w dziedzictwo posiadanie ziemi,
Na której się zrodzili, którą krwawą pracą
505
Zdobyli, z której wszystkich żywią i bogacą.
Lecz muszę ciebie ostrzec, że tych ziem nadanie
Zmniejszy nasz dochód, w miernym musimy żyć stanie.
Ja przywykłem do życia oszczędnego zmłodu;
Lecz ty, Zofijo, jesteś z wysokiego rodu,
510
W stolicy przepędziłaś twoje młode lata,
- ↑ kaprys = zachcianka.
- ↑ 502—505. Mickiewicz od lat uniwersyteckich, wspólnie z filomatami, uważał zniesienie poddaństwa za kardynalny warunek odbudowy społecznej Narodu polskiego. Równocześnie z tworzeniem „Pana Tadeusza“ takie Poeta dawał zbawienne rady „Przyjaciołom galicyjskim“: „Chłopom nie tylko w ogólności lepszą wróżyć przyszłość, ale w szczególności, ile tylko można, byt ich poprawić. Takim np., którzy znani są z zapału dla sprawy narodowej, takim, których dzieci w Polsce walczyły, jeśli można, nadawać własność i od czynszów uwalniać, domy budować, bydło kupować. Niechby w każdej wsi kilku, albo choć jednego gospodarza na rok tym sposobem wyposażono ze składki, zrobionoby więcej dla sprawy narodowej, niż wysyłaniem emisarjuszów zagranicę lub zakupywaniem niewczesnem broni, która wydaną i zabraną być może“. (Adama Mickiewicza „Pisma“, wydał Józef Kallenbach, T. IV. Brody, 1911, str. 332—333).