Bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga,
W każdym sąsiedzi znajdowali wroga;[1]
Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha[2]
10
I każą oddać co najprędzej ducha.
A gdy na żale ten świat nie ma ucha,
Gdy ich co chwila nowina przeraża,
Bijąca z Polski jak dzwon ze smętarza,
Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,
15
Wrogi ich wabią zdala jak grabarze!
Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą!
Nie dziw, że ludzi, świat, siebie ohydzą,
Że, utraciwszy rozum w mękach długich,
Plwają na siebie i żrą jedni drugich!
∗
∗ ∗ |
20
Chciałem pominąć, ptak małego lotu,
Pominąć strefy ulewy i grzmotu,[3]
I szukać tylko cienia i pogody:
Wieki dzieciństwa, domowe zagrody...
∗
∗ ∗ |
Jedyne szczęście: kto w szarej godzinie,
25
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą do szczęśliwszych czasów,
I dumał, myślił o swojej krainie...
- ↑ sąsiedzi, głównie Prusacy, którzy wydalali wychodźców polskich z Wielkopolski.
- ↑ ciasny krąg łańcucha. Tchórzliwy rząd Ludwika Filipa rozrzucił wojskowych polskich w ciasne kręgi zakładów prowincjonalnych (dépots) i skazywał je niejako na wymarcie.
- ↑ strefy ulewy i grzmotu, t. j. czasy walki narodowej z r. 1831. Porównaj ww. 29—30 i 36—40.