Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/030

Ta strona została przepisana.

Więc przelękła blednieje i łzy lejąc rzewne,
«Ach! — rzecze — matka moja chora jest zapewne».
Już chce wołać, wtem inne ozwały się tony:
«Franusiu, ach! Franusiu, drogi, ulubiony!
Nie dbam o resztę świata, gdy ciebie dziedziczę;
Ty mi na ziemi sprawiasz niebieskie słodycze».

Zuzia, to słysząc, smutne wypogadza czoło:
«Matka moja, jak widzę, dosyć jest wesołą».
Porzuca więc pokoik, oddala się zcicha,
I w łożu, niespokojna, dręczy się i wzdycha.
Pić niebieskie słodycze, dobrze to byłoby;
Lecz jakże w tem postąpić, przez jakie sposoby?
Jak tylko dzień ujrzała, powstaje z pościeli
I niewinne pytanie zadaje Anieli:
«Jakiego to Franusia mamunia dziedziczy,
Co na ziemi niebieskich udziela słodyczy?»
Aniela, dość przytomna, lubo zadziwiona:
«Każdej rodzinie — rzecze — trzeba mieć patrona.
Jam też sobie świętego Franciszka obrała,
Jemu pragnę być sługą i z duszy i z ciała;
On mnie zwykł w najgorętszej ratować potrzebie,
Jest to jeden z największych świętych Pańskich w niebie.

Krótko po tej rozmowie jakiś Ludwik młody,
W całym powiecie znany z trzpiotalstw i urody,
Ujrzał Zuzię ; ta wzajem do niego się pali.
I niejednemi schadzki swą miłość stwierdzali.
Wtedy mamunia, słysząc w pokoiku córki
Gorące litanije, pobożne paciorki,
Przybiega i na takiej znalazłszy zabawie,
Pocznie z gniewem wyrzucać niewstyd i bezprawie.
Zuzia jej na to tylko odpowie zdziwiona:
«Wszak każdej chrześcijance trzeba mieć patrona!»

Odtąd Aniela świętych porzuca dla ludzi,
Odtąd świata kłamliwą skromnością nie łudzi;
Odtąd wesołość ciągle w jej pałacu gości,
I miłość i zabawy, siostrzyczki miłości.