Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/050

Ta strona została przepisana.

Ów ogier[1], z dyktejskiego wyciosany drewna,
Co niechcących u zdradnej zaczajać się kępy
Na miasto śmielszych Greków wydźwignął zastępy;
Co mówię?... kiedy niebo, dając kres niecnocie,
Nurzało ziemię w hojnie upuszczonej słocie,
Ów korab, co świat żywy uniósł nad potopy,
Marnieby chciał iść w równi z korabiem Europy.
Dane ostatnim ziemi połogiem straszydła
Jak miały liczne barki, tak on liczne skrzydła;
Z czoła dębowym słupem uparł się w obłoki,
Laną z miedzi zbroicą poobtaczał boki.
Jam niepewny, czy siła wystarczy trójzębu,
Tak niezmierne spojenia wyruszyć ze zrębu.
Gdy znam, iż losy świata od tego zawisły,
Ze sprawa godna wasze zajmować umysły,
Szedłem — i kędy spody ma nawa podwodna,
Wziąłem końcem łańcucha, łańcuch wbiłem do dna.
Dziś mamy po głębokich namysłach rozstrzygnąć,
Przez jakie kar rodzaje zuchwalca doścignąć:
Czy moc wspólna niech okręt zdobywa i pali,
Czy go w więzach na łaskę rzucić morskiej fali,
Czy gwałtu użyć mamy, czy ulegać podło?
O, nie! zawsze do złego uleganie wiodło.
Dzielnie strzec ostatniego przystało siedliska,
Z niem lub się wszystko straci, lub wszystko odzyska».
To rzekł i spoił bogom usta zadziwione.
Myśl niepewna na różną przeważa się stronę:
Walczyć, czy ulec podło... Zemsta przezwycięża.
«Oręża»! krzykną wszyscy; brzeg odbił: oręża!
Wtem niebo krwawą chmurą objawiło gniewy,
I czterykroć raz po raz trzasnął piorun lewy.
U cieczka! przestrach zimny radzących napada,
Pierzchnęli wszyscy... Spełzła na niczem obrada.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
  1. Koń torjański, z drzewa wziętego z Dictis, góry na Krecie.