Miejcie i myśli nowe i ważne i ciągłe,
Peryjody dobitne, potoczyste, krągłe:
Wszystko to mara, cienie, fraszka, trup bez duszy.
Rymy grunt; niemasz rymów: ja zatykam uszy.
Franciszko-Hieronimie! Waść tu zgrzeszył trochę.
Malusieńką pragnąłem wyciąć peryjochę:
Od czasu, jak żarłoka przywiodłeś na Berszę,[1]
Dwa już lata ulazły: ani psyt o wiersze.
Własnemi chciałem w rymach przywitać cię słowy,
Jakeś mię za Pamiętnik witał Naukowy;
Lecz się boję w łajanki pozwać wirtuoza
I powracam do rzeczy... Stąd wniosek, że proza,
Chociaż najdoskonalsza, djabła będzie warta:
Arkusz prozy equale[2] rymów jedna czwarta.
Zrównanie... Tomasz... Aha, przypomniałem, brawo!
Tylkom co z najważniejszą nie minął się sprawą.
Chcę mówić, głos zamiera, pocę się i ziębnę,
Trudno mi, jakbym rymy dobierał dobębne;
Jednak powiem — już mówię: patrzcież na Tomasza,
Patrzajcie, jak go same zacięcie przestrasza.
Wstyd mu oczy zamyka, sumienie go drapie,
Jeżą się na sześciennej głowie kudry capie.
Nagłym galopem w pięty krew ucieka z twarzy,
Blaknie coraz [jak] istny drug Misyjonarzy.[3]
Przytomność go odbiegła, czucia ani kęsu,
Odwagi mniej, niżeli w wierszach Kiszki[4] sensu.
Erazmie, za puls chwytaj: już po nim za chwilę,
Uważaj, jak wybija jamby i daktyle.
Czytam że bicz na niego i proszę sekretu:
«Kopija zapadłego w Parnasie dekretu,
Wedle ukazu Jego — i dalej i dalej,
Działo się na Parnasie u źródła Kastali.
Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/053
Ta strona została przepisana.