Weźmij wianki i kwiatki i Wizbora[1] flety,
Rzuć zwyczajną ci skromność, własne głoś zalety!
Gdzież jest, co cię przewyższa, gdzie, co ci wyrówna?
Czyje gardło tak brzmiące i gęba tak mówna?
Wynijdź i staw szeroko, jako zwykłeś, gnaty...
Wypnij... i piersi i kark duchowaty,
A dopieroż miedzianych słów buchaj brzemiona,
Łeb sfastryguj, twarz trocha niech będzie skoszona,
A palec wielki, mowy trzymając się toru,
Niech coraz argumentom dodaje wigoru:
Każdy zadrży, każdemu szpik przejmie obawa,
Kto najmniejsze porządku śmiał poruszyć prawa.
Powiem coś... czy wymienić? czy zamilczeć imię?
Ej! powiem, dzisiaj czas mój, panie Hieronimie!
Odpuść nam winy nasze, do ciebie tu pijem,
Tylko fe! nie łam palców i nie szturchaj kijem!
Choć rubarbarum twoje spędziło rumianki,[2]
Przecież na to wspomnienie musisz upiec grzanki.
Z trudnością do naszego przywlókłszy cię zbioru,
Nie chciałbym jeszcze pieprzyć w niezdrowym humoru;
Lecz żal na sucho puścić, gdyś wpadł w moje łapy;
Zapomniawszy na ranek, jeszcze weź jelapy.
Pomnisz, jak twoje księgi, lecz nie dziś, broń Boże,
Rok temu, trzy miesiące, miesiąc, tydzień może,
Pomnisz, w jakiej twe księgi żyły niegdyś zwadzie:
W kątku, w oknie, za oknem, w kominie, w szufladzie;
Tam czyste, tu pisane wyciągi, notatki,
Tam okładki bez książki, książka bez okładki:
Słowem, jak niegdyś było archiwum w Piotrkowie,
Jak w senackich ukazach, jak dziś w mojej głowie...
Jeśli Nazo[3] nie zełgał, przed dawnerai wieki
Z takiej Jowisz utworzył świat biblijoteki.[4]
Niemniej skutecznem huczne twe kazanie było,
Onufry, o, ty główna towarzystwa piło!
Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/060
Ta strona została przepisana.