Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/063

Ta strona została przepisana.
XI
JAMBY
NA IMIENINACH JANA CZECZOTA


O, zwiedziony, podwójnie, potrójnie, poczwórnie,
Sam ty dureń, gdyś wszystkich poczytał za durnie.
Wszakże jeden nasz węzeł, wszak przyjaźń doznana:
Mogliżbyśmy na sucho puścić święto JANA?
Mówiłem ci, ty sensu nie znałeś w mem słowie,
Mówiłem, że broń niesiesz przeciw własnej głowie.
Przychodzi na nas kolej, a więc słuchaj, ośle,
A ty mu winszowania intonuj wyniośle.[1]


∗             ∗

Uciszcie się! Niech państwo na ustąp pozwolą!
Dziś do mnie na namowę miał zjechać Apollo.
Hejże, pitono-bójco! bożku złoto-cytry!
Znidź sam i Muzy przywiedź za superarbitry!
Oto ich oczekuję z duszą upragnioną,
Z rozkaraczoną bramą, gębą rozdziawioną.
Dajcie mi na pegazim stąd ulecieć puchu,
Wieszczego dajcie łyknąć chuchu i podmuchu!
Albo ty mnie medyczne przypraw fajerwerki,
Niechaj się na wiatr zdejmę z twojej Tabakierki.
Cyt! już intromisyje poczułem bożyszcza,
Już mi się brzuch wypina i oko wytrzyszcza.
Jak bąk, jak bomba, żary karmiąca w saletrze,
Wznieść się i szarmyclować gotówem po wietrze.

  1. Zkolei Pietraszkiewicz czytał swoje wiersze.