Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/070

Ta strona została przepisana.

Na wieczną Szerokiego pamiątkę imienia,
Dwunastu ludzi chciałem wykroić z kamienia.
Tam by to, Herkulesie, każde twoje dzieło
Pod Adamowem dłutem nowy żywot wzięło,
Stałby mi raz, pod sporą więzią brzezin zgięty,
Na błocie widać wryty ślad ogromnej pięty;
Tam znowu, gdzie cię przyjaźń i męstwo zawiodły,
Jak kołtuniasty bartnik drapiesz się na.jodły;
Indziej, kędy przy twardsza zdarzyła się tama,
W biciu Rzymskich gościńców wspomagasz Adama,
Ale pocoż mam gadać? Dzieł twych majestaty
Przeżyją wieki, ludy, miasta, nieba, światy.
Kogóż nie zdziwią w puszczach te gościńce kręte,
Kioski, spłaszczone góry i bory wycięte?
Niejedna żaba, skacząc do błotnego gmachu,
Widząc to, elektryczny dryg zrobi ze strachu.
Cóż gdy rząd uczty wspomnę i ciebie przyłączę...
Zatykajcie mnie gardło: ja za noc nie skończę...
Łże ten, kto śmie powtarzać, że tam były miody:
Cud się zdarzył, mnie cudu znane są powody.
Gdy bracia sami lepsi tęgo dżgali z garka,
Nie spić się, to do głupstwa była kontramarka,
Głupstwo całe: puhara nie wypić odrazu;
Nic nie pić — na tę zbrodnię nie znajdę wyrazu.
Teraz przemianom winnym dziwić się nie będziem:
I ananas w złem gardle staje się żołędziem.
Wzgardzajcie, że was gani ten niecałkiem pjany,
Ten Rak, ten Chrząszcz, ten Pająk, ten Sztych kropkowany
Wasza sława zabłyśnie... Oj, oj, powiem dalej...
Na kłódkę gębę zamknij, albo winem zalej!...