Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/187

Ta strona została przepisana.

Ta nigdy z czoła twego nie schodząca chmura,
Ból w głębi zatajony, tęsknota ponura,
Której źródeł napróżno dwór stara się dociec,
Którą naród podziela... ach! i król, twój ociec,
Niejedną noc bezsenną winien tej zagadce,
Ona niejedną łezkę wyciska twej matce!


KAROL (odwraca się z zadziwieniem)

Matce?


DOMINGO

Książe!


KAROL (uderzając się w czoło)

O! gdybym darować był w stanie
Temu, co ją za matkę narzucił...


DOMINGO

Mój panie?


KAROL (spostrzega się)

Tak... tak... bom ja z matkami nieszczęśliwy tyle;
Zaledwiem świat obaczył, w pierwsze życia chwile
Już byłem matkobójcą.


DOMINGO

Byłeś mimo woli,
Czyż cię dotąd grzech taki na sumnieniu boli?


KAROL

A moja druga matka! wszakżem przez nią zgubił
Miłość ojca; mnie ociec i tak mało lubił;
Ze byłem jedynakiem, to cała zasługa.
Teraz mu drugą córkę daje matka druga,
A co się jeszcze z tego na przyszłość wywiąże,
Ciemna otchłań...


DOMINGO

Żartujesz, żartujesz, mój książe!
Królowa, którą wielbią z zapałem Hiszpanie...
Ty nienawiści okiem miałbyś patrzeć na nię?