KAROL I RODRYGO
Co widzę? Rodrygo!
Karolu!
O! Boże!
Tyżeś to, ty? tak, to ty? bo czyjaż pierś, czyja,
Uderzeniom mej piersi tak silnie odbija?
O! teraz wszystko dobrze, teraz mi już zdrowo,
Teraz zbolałe serce rzeźwi się nanowo,
Gdym w objęciach mojego Rodryga.
Karolu!
A cóż tu było złego? o jakim to bolu
Wspomniałeś? co to znaczy?
Drogi przyjacielu!
Co cię tak niespodzianie przyniosło z Brukselu?
Komu za to dziękować, komu? o! bluźnierca,
Boże! daruj pjanego obłąkaniom serca.
Któż to inny, jeżeli nie Opatrzność Boża,
Zsyła mi przyjaciela i Anioła stroża?
Książe! daruj, gdy na ten ogień w każdem słowie
Twój Rodrygo oziębłem zdumieniem odpowie.
Nigdym nie myślał, że mię tak Karol pozdrowi,
Nie tak przystało witać Filipa synowi.
I cóż znaczą te w oczach niezwykłe płomienie,
Ten chłód wybladłych liców, ust gwałtowne drżenie?
Tyżeś to, lwiego serca ów bohatyr młody,
Do którego o wsparcie wołaj ą narody?
Bo nie jako współucznia, co z tobą urosłem,