Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/211

Ta strona została przepisana.

«Lecz w tej służbie co robić?» — wilk znowu zapyta.
«Co robić?... Dziecko jesteś! Służba wyśmienita!
Ot jedno z drugiem: nic a nic:
Dziedzińca pilnować granic,
Przybycie gości szczekaniem głosić,
Na dziada warknąć, żyda potarmosić,
Panom pochlebiać ukłonem,
Sługom wachlować ogonem.
A zatoż, bracie, niczego nie braknie!
Od panów, paniątek, dziewek
Okruszyn, kostek, polewek —
Słowem, czego dusza łaknie».

Pies mówił, a wilk słuchał uchem, gębą, nosem;
Nie stracił słówka, połknął dyskurs cały
I, nad smacznej przyszłości medytując losem,
Już obiecane wietrzył specyjały!
Wtem patrzy... «A to co?» — «Gdzie?» — «Ot, tu, na karku».
«Eh, błazeństwo!...» — «Cóż przecie?» — «Oto, widzisz, troszkę
Przyczesano... bo na noc kładą mi obrożkę,
Ażebym lepiej pilnował folwarku!»
«Czy tak? Pięknąś wiadomość schował na ostatku!»
«I cóż, wilku, nie idziesz?» — «Co nie, to nie, bratku!
Lepszy w wolności kęsek ladajaki,
Niżli w niewoli przysmaki».
Rzekł i drapnąwszy, co miał skoku w łapie,
Aż dotąd drapie!