Gdy dziecię z płaczem ojca zawoła,
Cóż mu nieszczęsna odpowie?»
Dość, dość, mój giermku! słuszna twa żałość;
Ja, choć jej ganić nie mogę,
Mniejszą mam czułość, czy większą stałość,
Śmiejąc się, puszczam się w drogę.
Kochanki, żony płacz mię nie wzruszy,
Bo nim zabłyśnie poranek,
Z błękitnych oczu te łzy osuszy
Nowy mąż, nowy kochanek.
Nie żal mnie ziemi, gdziem młodość strawił,
Niestraszne podróże wodne,
Żałuję tylko, żem nie zostawił
Nic, coby było łez godne.
Teraz po świecie błądzę szerokim
I pędzę życie tułacze.
Czegoż mam płakać? za kim i po kim?
Kiedy nikt po mnie nie płacze...
Pies chyba tylko zawyje z rana,
Nim obcą karmiony ręką,
Kiedyś swojego dawnego pana
Wściekłą powita paszczęką.
Już okręt piersią kraje głębinę,
I żagle na wiatr rozwinął.
Nie dbam, ku jakim brzegom popłynę,
Bylebym nazad nie płynął.
Gdy mię twe jasne znudzą kryształy,
Ogromna modra płaszczyzno,
Powitam lasy, pustynie, skały.
Bądź zdrowa, luba ojczyzno!