Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/228

Ta strona została przepisana.

Poił duszę płomieniem. On wiecznym był gońcem
Na lądzie i na morzu. Dokoła postaci
Podobne jemu krążą — przyjaciół, czy braci?

Tu mnóstwo scen okropnych snuło się odrazu,
I ów chłopiec był cząstką każdego obrazu.
Ujrzałem go nakoniec; dziwacznie przebrany,
Gdzieś daleko, w obozie wschodniej karawany,
Śród połamanych kolumn, na gruzie pomników,
Co przeżyły imiona swoich budowników,
Leżał; a przy nim wielbłąd żuł resztę obroku,
Kilka arabskich koni pasło się u stoku.
Podróżni, których znużył upał całodzienny,
Drzemali w cieniu ruin; on jeden bezsenny,
Na ręku wsparty, oczy na północ obrócił,
Z twarzą natchnienia pełną — rozmyślał, czy nucił?
Niebo czyste tak wszystkie chmury zdjęło z siebie,
Że ledwie co nie widać Pana Boga w niebie.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Dziewica z oblubieńcem pierścionki zamienia.
On ją pojął, mnogiemi obsypał dostatki.
Widzę ją w cudzym domu, słyszę imię matki,
Otaczają małżonkę wesołe plemiona,
Nadobne syny, córki — ale zacóż ona
Jakąś tęsknoty chmurą wdzięczną postać mroczy,
Zdradzając tajną boleść, co jej serce toczy?
Źrenice, niegdyś jasne, zamgliła powłoka,
Niby jakaś łza dawna przystygła do oka,
Skądże to? — wszak z kochankiem złączona na wieki,
Wszakże ten, co ją kochał, jest od niej daleki,
Nie będzie myśli czystych złem życzeniem brudzić,
Nie będzie jej westchnieniem nieumyślnem nudzić.
Czegoż smutna? wszak darmo wzajemności żądał,
Darmo w jej oczach zimnych nadziei wyglądał,
Wzgardzony, nie jest pewnie sprawcą jej katuszy,
Jest widmem dla pamięci, nie sępem dla duszy.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.