Widzisz na nim te rysy dziwacznej osnowy,
Te pisma zatraconej dawnych sfinksów mowy,
To hieroglif! Pod jego zasłoną leżąca
Myśl głęboka w letargu śpi od lat tysiąca:
Jak mumija zamknięta w balsamiczne łoże,
Cała, nieskazitelna — zmartwychwstać nie może![1]
Nie tylko sztuki twoje, znikomy człowieku,
Lecz martwą pierś żywiołów przetrawia ząb wieku!
Patrz na ów kamień drogi, zaniedbany w piasku:
Niegdyś był cudnej barwy, słonecznego blasku;
Ileż wieków przeświecił, aż wylawszy z łona
Całą jasność, zamierzchnął, jak gwiazda zgaszona.
Śród gruzów jeden cały stał obraz Saturna,[2]
Tam jedna ryta z bronzu korynckiego urna.
W łonie jej zwolna płomyk przebudza się blady;
Czy to zmartwychwstającej genijusz Hellady?
Wzniósł głowę, błysnął okiem i na skrzydłach tęczy
Podlatując — raz jeszcze promieniami wieńczy
Skronie bogów, niebianek, drzemiących wokoło,
I nimfy przewodniczki najpiękniejsze czoło.
O, niech te wszystkie bóstwa, nad pamiątek ziemią,
Wiecznie snem marmurowym i bronzowym drzemią!
Ciebie tylko niech piękna przewodniczka zbudzi,
Najmniejszy z bogów,[3] dotąd uczczony od ludzi!
Swawolniku! uciekłszy z Afrodyty łona.
Drzemiesz, ssąc rubinowe piersi winogrona.
Wielki grzech: bez ofiary minąć bóstwo twoje!
O piękna nimfo! bądźmy nabożni oboje!
Niestety! przewodniczka chłodnym rzutem oka,
Jak laską Merkurego, uderza z wysoka
I duszę mą, lecącą w rozkoszy kraj błogi!...
Wypędza bez litości za nadziei progi!...
Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/341
Ta strona została przepisana.