Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/367

Ta strona została przepisana.

Może to Diw[1] przechodząc tyle szkody zrobił?
Może człowiek? Nie, człowiek tylu-by nie pobił.»

Ja w dzień, gdy niebo wrzało ogniami letniemi
Tak, że żmije od skwaru skakały po ziemi,
W dziurawym płaszczu padłem na żwiry kipiące
I zdjąwszy turban, głową wyzywałem słońce,
A włos mój, brudu pełny, nieznający woni,[2]
Kołtunami przylegał do niemy tej skroni.

Łono pustyni, co się bez końca rozszerza,
Tak twarde i tak nagie jako grzbiet puklerza,
Nieraz całe bosemi przemierzyłem stopy;
Gdy ujrzałem nad głową skał podniebne stropy,
Na klęczkach pnąc się, jak pies, wlazłem im na czoło.
Tam dzikie antelepy biegały wokoło,
Białonogie i wełną odziane bogatą,
Jak nadobne dziewice wlekącą się szatą;
I w oczy mi bez trwogi patrzyła gromada,
Bo myślały, że jestem kozieł, wódz ich stada,[3]
Co mu rogi w tak długie piątrzą się ramiona,
Że wznosząc łeb, rogami dostaje ogona,
Albo niemi do skały przyczepia się szczytu
I wisi, jako ptaszek w otchłani błękitu.



  1. Diw znaczy duch, genjusz; wyraz polski dziw, zdaniem p. Sękowskiego, pochodzi z perskiego i musiał dawniej toż samo mieć znaczenie.
  2. Szanfary przysiągł zemścić się na pokoleniu Salaman. Arab po takiej przysiędze nie umywa się, nie strzyże i nie zaczesywa włosów, nie zmienia odzieży i nie pije wina, dopóki zemście zadosyć nie uczyni.
  3. W oryginale: «myślały, że jestem z rodu kozłów». Tu następuje ich opisanie. Mowa tu zapewne o gatunku kóz dzikich, Antilope rupicapra (Chamois).