Skrzypnęły dolne podwoje,
Stąpa ktoś w przysionkach długich,
I otwiera się drzwi troje,
Troje drzwi jedne po drugich.
Wchodzi jeździec cały w bieli
I usiada na pościeli.
Słodko, prędko czas ucieka.
Wtem koń zarżał, jękła sowa,
Zegar wybił. — «Bywaj zdrowa!
Koń mój zarżał, koń mój czeka;
Albo wstawaj, na koń siądź
I na wieki moją bądź!»
Miesiąc świeci, — jeździec leci
Po zaroślach i po krzach:
Panno, panno, czy nie strach?
Rumak polem, jak wiatr, niesie,
Niesie lasem, — głucho w lesie;
Tu i owdzie wystraszona
W suchej jodle kracze wrona,
Po łozach wilcze źrenice
Migają się, jako świece.
«W cwał, mój koniu, koniu, w cwał!
Miesiąc na dół schodzi z chmur,
A nim miesiąc zejdzie z chmur,
Mamy sadzić dziesięć skał,
Dziesięć rzek i dziewięć gór;
Za godzinę pieje kur».
«Gdzie mnie wieziesz?» — «Gdzie? do domu,
Dom mój na górze Mendoga;
W dzień otwarta wszystkim droga,
W nocy jeździm pokryjomu».
«Czy masz zamek?“ — «Tak jest, zamek,
I zamczysty, choć bez klamek».