Mój kochanku, konia wstrzymaj!
Ledwie dosiedzę na łęku»,
«Moja luba, siodła imaj
Prawą ręką! — Co masz w ręku?
Czy to worek do roboty?» —
«Nie, to jest Ołtarzyk złoty».
«Nie czas wstrzymać, pogoń bieży,
Słyszysz pogoń, tętnią błonia;
Już przed koniem przepaść leży,
Rzucaj książkę! puszczam konia».
Koń, jak gdyby zbył ciężaru,
Przemknął dziesięć sążni jaru.
Lecą bagnem przez manowiec,
Pusto wkoło. Błędny ognik
Tuż przed nimi, jak przewodnik,
Od grobowca na grobowiec
Przelatuje; gdzie przeleci
Ślad błękitny za nim świeci,
A tym śladem jeździec leci.
«Mój kochanku, co za droga?
Tu nie znać śladu człowieka».
«Dobra droga, kiedy trwoga;
Krzywo jedzie, kto ucieka.
Śladów nie masz do mych włości,
Bo nie wpuszczam pieszych gości,
Bogatego wiozą cugi,
Ubogiego niosą sługi.
«W cwał, mój koniu, koniu, w cwał!
Błyska zorza z wschodnich stron,
Za godzinę bije dzwon.
Nim uderzy ranny dzwon,
Mamy sadzić parę skał,
Parę rzek i parę gór:
Za godzinę drugi kur».