Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/434

Ta strona została przepisana.
CLXXXII
DO FRANCISZKA GRZYMAŁY


Franciszku! Ja na morze publicznej obrady,
Jak łódka za okrętem, płynąłem w twe ślady.
Żagielek mój z papieru i liny z jedwabiu.
Spotkałem wroga! weź mię do twego korabiu.
Schowaj mię z łódką w twoje szerokie zanadrze
Przeciw starozakonnej wojennej eskadrze.

Słyszysz, że działo z Litwy przywiózł Krępowiecki
I rdzennym strzałem mierzy w cały stan szlachecki.
Choć nie mam prócz Parnasu innych posiadłości
I nadzieja dochodów moich w potomności,
Jestem pono szlachcicem, truchleję z obawy
Przed bohatyrem sławnym z Litewskiej wyprawy.
Jak sławiony w kantyczkach rabin z Świętogrodu.
Najmężniejszy przed wieki z Hebreów narodu,
Który, kiedy Chrystusa związali Rzymianie
I wystawili na śmiech i na biczowanie,
Śmiał w synagodze, zbrojną wdziawszy rękawicę,
Uderzyć bezbronnego Zbawiciela w lice.
Tego męża był praprawnukiem naturalnym
Żyd, który za mych czasów był w Mirze kahalnym;
Sławili go z niezwykłej odwagi niechrzczeni.
Iż śmiał Radziwiłłowi dać figę w kieszeni.
Od tego żyda idzie mąż sławny w tułactwie,
Który stanąwszy śmiało w paryskiem opactwie,
Związanej od Moskali Polsce dał policzek,
I związał na nią zdjęty ze swej szyi stryczek.