Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/442

Ta strona została przepisana.

Lew prezes, istny pańskich ideał nałogów;
Radzca żubr, już dziad, ledwie goni resztką rogów;
Nieźwiedź mruk, niechno stanie przed wojskiem, co powie?
Z lamparta byłoby coś, ale mu pstro w głowie;
Że pułkownik wilk sławny, toć tylko z rabunków
I z procesu, co zrobił owemu jagniątku;
A o kwatermistrzu lisie
Lepiej przemilczeć, zda mi się,
Niźli zazierać do jego rachunków:
Sam się nie tai, że skory do wziątku.
Pominiemy odyńca; pan ten tylko pragnie
Skarbić żołędzie i spoczywać w bagnie,
Przywyklejszy doń niż do marsowego kurzu.
Co się zaś tyczy osła, ten był i jest błaznem».

Gdy tchórz tak gadał, Rada wrąc, entuzyjazmem,
Gotowa za krasomowstwo
Dać mu naczelne wodzowstwo,
Odezwała się nagle w jeden głos: «Żyj tchórzu!»
On stropion krzykiem tym wśród perory,
Zmieszał się, owszem dal czuć najwyraźniej,
Że był w gwałtownej bojaźni.
Dopiero rozruch: «Precz z nim, pfe, tchórz, a do nory!»
Szczęściem tuż była. Wśród sarkań i śmiechu
Wpadł w nią i rył bez oddechu.
Aż gdy na sążeń czuł się pod podwórzem,
Rzekł do siebie z ironją czystego sumienia:
«Ot proszę, co też to jest przesąd urodzenia!
Obranoby mnie wodzem, żebym nie był tchórzem».


1832.