Strona:PL Adam Próchnik - Ignacy Daszyński życie praca walka.pdf/36

Ta strona została przepisana.

łatwiać? Gdzież mamy szukać nieprzyjaciela? Tam, gdzie go nam cyfry wskazują, gdzie go nam każą szukać fakty i historja, w tej kaście wyzyskiwaczy, w napiętnowanej kaście, która ojczyznę w gruzy rozbiła i sprzedała“. W związku z jednym z okrzyków hr. Dzieduszycki wyzwał go na pojedynek. Daszyński odrzucił pojedynek, oświadczając, że uważa go „dla socjalisty za nonsens, a dla hrabiego katolika za zbrodnię“.
Wniosek Daszyńskiego upadł, stan wyjątkowy został stopniowo zniesiony, a Piniński pozostał na stanowisku do r. 1903, kiedy obaliła go interpelacja Daszyńskiego, ujawniajaca kompromitujące hrabiego fakty. Tak walczył Daszyński z rządami szlacheckimi, rujnującymi ten nieszczęśliwy kraj.
Walka parlamentarna prowadzona przez niego wyjątkowo intenzywnie, nie wyczerpywała jego energji. Równocześnie redagował „Naprzód“, zamieniony w owym czasie na pismo codzienne, i prowadził niezmordowaną kampanję agitacyjno-uświadamiającą na setkach wieców i zgromadzeń. Każdą wolną chwilę spędzał na objeżdżaniu kraju i nawiązywaniu żywego kontaktu z masami. Na wiece Daszyńskiego przychodziły tysiące i dziesiątki tysięcy ludzi, słuchając jego wspaniałych mów, które jak błyskawica rozjaśniały im sytuację. Jego wysoka, szczupła, wyprostowana postać na trybunie, jego wymowa spokojna, prosta, ale paląca, jak ogień, tworzyły obraz prawdziwego trybuna ludu. Posłuchajmy, jak pisze o mowie Daszyńskiego przeciwnik polityczny, narodowy demokrata, który w owym czasie był obecny na którymś z wieców we Lwowie. „Przemówienie o charakterze wiecowo-agitacyjnym było świetne. Wygłaszał je urodzony mówca z gestami Antonjusza, przemawiającego nad zwłokami Cezara. Nie brak tu było niczego — ani grozy sytuacji społecznej, nabrzmiałej zagadnieniami jutra, ani miękiego liryzmu, współczującego niedoli ludu pracującego, ani ostrych pomruków groźby w stronę warstw posiadających, a w szczególności szlachty, która rządzi krajem, poniewierając interesami włościan i robotników, ani syków rzeczywistej, czy dobrze udanej nienawiści… Jeżeli dodać do tego świetną mimikę, to wrażenie mogło być i było rzeczywiście zgoła niecodzienne… Muszę przyznać, że i ja byłem tą mową olśniony. Nie słyszałem jeszcze do owej pory, a i długo potem mówcy, tak doskonale umiejącego głosem, gestem i treścią tego, co mówi, panować nad słuchaczami, pod-