Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 14.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Agnieszka. (do Filca) Cóż to, aż dwóch wujów? wyraźnie mówił, że ma tylko jednego....
Wincenty. O! wuj panie Dobrodzieju, wuj zatracony i odszukany.
Agnieszka. Prawdziwie nie pojmuję, Anzelm miałby mieć aż dwóch wujów?
Dyonizy. Ja znam tylko jednego wuja Anzelma, a tym jestem tylko ja.
Agnieszka. (do Wincentego) A jakimże pan wujem jesteś?
Wincenty. W najlepszym gatunku, wujem nielada, bo samego gospodarza. (zwraca się, łapiąc muchę) Oho! znowu mucha! Nie, to bąk; ukłuł mnie w sam nos.... czekaj kanaljo! (goni za muchą z chustką i wybiega aż do drugiego pokoju)
Agnieszka. (do męża się zwracając) Co to? warjat? Co to wszystko znaczy?
Filc. (namyślając się) To wuj amerykański.
Agnieszka. Nigdy mi o nim nie wspominałeś.
Dyonizy. Tem milszą jest niespodzianka....
Filc. To ja ci nie mówiłem, że pisał do mnie przed miesiącem?
Agnieszka. Ani słowa.
Filc. Widocznie zapomniałem.... (do siebie) cóż dziwnego, człowiek cały dzień na czczo....
Dyonizy. Spodziewana niespodzianka.
Agnieszka. Zapewne, zapewne.... (Wincenty powraca)
Dyonizy (do Wincentego) Kogo pan tak goniłeś?
Wincenty. Bąka?
Dyonizy. Hę?
Wincenty. Ale omyliłem się, to była mucha, z gatunku zjadliwych; taką trzeba natychmiast dusić. Raz po bankructwie mojem w Ameryce, niemając nic do roboty, wyliczyłem, że z dwóch takich much, samca i samiczki w przeciągu tygodnia 1311 młodych się wywiodło.
Dyonizy. O! o!
Wincenty. Zaręczam. Ah, panie Dobrodzieju, szczęśliwy ten nasz kraj, gdzie much mało a owadów, ani gadów zjadliwych niema wcale; bo trzeba panu Dobrodziejowi wiedzieć, że ja wracam od antypodów... Czerwonoskóry i tubylcy już są oswojeni z temi plagami — ja oswoić się niemogłem!
Dyonizy. Wiem już, że pan Dobrodziej jesteś amerykańskim wujem; tacy bywają często w rodzinie pożądani.
Wincenty. Co do mnie łaskawy panie, to rzecz wątpliwa, bo ja nie przywiozłem ze sobą ani bryły złota rodzimego, ani dyamentu ważącego 2½ funta, ale natomiast złote, prawdziwie wujowskie serce!
Dyonizy. Upewnić pana mogę, że to ma znacznie mniejszą wartość.
Wincenty. Ja też panie dobrodzieju skarbów tych nie przeceniam.
Agnieszka. (do Filca) Co ty narobiłeś?
Filc. (do Agnieszki) Wszystko by się dało jeszcze naprawić, gdybym tego nieproszonego, amerykańskiego wuja mógł za drzwi wyrzucić.
Agnieszka. (do Filca) Teraz nie można; w tej chwili trzeba go uszanować. O niedołęgo!
Dyonizy A więc państwu prócz mnie przybył drugi wuj z Ameryki... prawdziwie urodzajna gleba... (n. s.) na chwasty!
Filc. Tak, jakkolwiek żadnych