Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/13

Ta strona została przepisana.

ciemnej nocy, gdy już wszyscy zasypiali w najlepsze, oprócz hrabiego w gabinecie i kamerdynera w przedpokoju, zabrzmiała trąbka pocztowa przed bramą pałacu i na dziedziniec dworski wtoczył się zakryty powóz. Z powozu wysiadła jakaś dama szczelnie otulona, opięta i tak zawoalowana, że nie można było dojrzeć rysów jej twarzy. Gdy się zaś do niej zbliżył kamerdyner Marcin, oddała mu do ręki list i koszyk z zaleceniem natarczywem, aby to wszystko natychmiast, bez jednej chwili zwłoki wręczono hrabiemu. Poczem dama owa wsiadła do powozu i zniknęła tak szybko, że stary Marcin nie zdołał się pomiarkować, gdzie i kiedy.
Hrabia jeszcze nie odczytał całego listu, gdy w koszyku zapłakało dziecko. Wtedy zbladł strasznie, upuścił papier na ziemię, oczy mu się zaiskrzyły, wargi drgały i porwał za leżący na stole turecki pistolet. Kamerdyner widać wiedział, co to znaczy, bo padł na kolana i, wyciągając błagalnie ręce, wołał:
— Panie hrabio!... Pamiętaj, że żaden Lutowojski nie był zbójcą!
Hrabia Albert wypalił w sufit i padł na krzesło, mrucząc ponuro:
— Weź mi z oczu to szczenię!... Utop lub uduś tego bękarta!... Podła!...
A przy tem wymówił jeszcze z przyciskiem wyraz obelżywy, którego należy oszczędzić każdej kobiecie.
Marcin czemprędzej pochwycił koszyk z dzieckiem, które jeszcze tej samej nocy wyniósł na wieś między baby.
Odtąd historya nasza będzie wyraźniejszą. Początek wszelki leży w mgle mitów. I nasza powieść jest jedną z tych jakie znamy w dziejach Persów, Żydów, Rzymu i t. d., a które się odnoszą do przyjścia na świat Cyrusa, Mojżesza lub Romulusa. Wszyscy ci sławni ludzie byli rezultatami stosunków miłosnych, niekoniecznie do gustu trafiających innym ludziom.
Bardzo być może, choć nie mamy dowodu absolutnej