Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/25

Ta strona została przepisana.

zechce. Człowiek więc w danym razie jest złodziejem, pies i kot w tym samym razie są tylko szkodnikami; ale z gołębia skowronka, mrówki zdejmuje się już zupełnie odpowiedzialność, chociażby te zwierzątka nawet chciały być złodziejami lub szkodnikami. Rozumny, jeśli zechce, jest zawsze niemoralniejszy od głupiego.
Brylant był ostatecznie tak prześladowanym przez wszystkich służących, że nie miał żadnej możności pokazywać się we dnie nietylko w kuchni ale nawet w sieni, do czego już miał prawo Bryś, Morton, chłopiec Majcherek i t. d. Zwykle więc na trawniku pod kompasem lub pod lipą leżał Brylant przez cały dzień, trzymając nos na własnym ogonie i zazdroszcząc może swoim współ-psom bezkarnego uczestnictwa w zażylszych stosunkach z ludzkością. Dopiero kiedy nocne mroki padły już na ziemię, a spracowane człowieczeństwo snem się wzmacniało do nowych zapasów życia, pies-szkodnik powstawał z legła, skradał się, tu i owdzie wietrząc. Czasem nie domknięto drzwi do kredensu, to i tam zajrzał, cichaczem obwąchał kąty, znalazł niekiedy jaką rzecz, którą człowiek przed drugim człowiekiem ukrył: butersznit, kawałek pieczeni w papierze pod szafą; pies nasz umiał nawet zręcznie zajrzeć w kieszenie rozespanych lokajów, którzy nieraz chrapiąc, oczekiwali na rozkazy pańskie do późnej nocy.
Przy wielkim pańskim domu każdy się pożywić może. Brylant łączył w sobie przymioty i cechy matki wyżlicy oraz ojca kundla. Stanowiło to jego jedyny posag na ciężkie życie. Odziedziczył przeto po swej rodzicielce wyborny węch i dobre oko, jako fundamenta rozumu, to jest zmiarkowanie mniej więcej, co właściwie czynić należy, aby być w zgodzie podmiotowo-przedmiotowej z rozmaitymi współmieszkańcami danej epoki i na danej przestrzeni. Po ojcu kundlu otrzymał w schedzie pokorę, bezczelność, chytrość, to jest w ogóle zbyteczną łatwość przystosowania się do wszelkich zewnętrznych warunków. Te ostatnie przymioty Brylant pod-