Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/26

Ta strona została przepisana.

niósł jeszcze w psim rodzie, będąc gnanym w takim kierunku przez życiowe potrzeby. Nie można jednak powiedzieć, żeby to już był wyrzutek ostatni; tylko że zarody dobrych skłonności nie znalazły warunków do rozwoju.
Ludzie, naturalni panowie położenia, działali na niekorzyść psa w czasie dnia, więc chcąc nie chcąc, Brylant musiał przywykać zwolna do nocnego trybu życia i przeistaczać się na nocne zwierzę. Mieszkańcy Pałek, ludzie, wydawali mu się być aniołami dobroci w nocy dopiero.
Podczas gdy inne psy szczekały około budynków, czujnie stróżując, albo i spały, Brylant wcale się nie troszczył o złodziei; z dnia zaś był dobrze wyspanym, ale tylko doznawał pewnego niemiłego uczucia, które mu podszeptywało maksymę, iż Bożą manną pies także nie wyżyje.
Jeżeli nie wskórał nic w kredensie, biegł z kolei do kuchni, gdzie kuchciki w lecie zwykle na noc otworem zostawiali okna. Brylant, zanim wskoczył wewnątrz, podsłuchał najprzód, czy ludzie dobrze chrapią; jeżeli na zasadzie pewnych danych ocenił, iż wszyscy śpią jak zarżnięci, dostawał się do środka i już swobodnie mógł chrupać kości, wylizywać naczynia, jednem słowem — robić przegląd faktycznego stanu rzeczy.
Od kuchni znowu spieszył na folwark, a tam po wieczornym posiłku zostawały również resztki, niekiedy bardzo cenne; ba, częstokroć nawet można tutaj było nabyć coś więcej, niż resztki. I tak np. w czeladnej izbie, gdzie nocowały dwie dziewki — Magda z Uliną, pozostawiono oto na noc ser w worku pod prasą, ażeby z niego odpłynęła serwatka. Brylant wlazł przez okno do izby i niebawem rozpoczął walkę z serną prasą, saczął od przewrócenia jej na ziemię. Istotnie trudnem było dla psa zadanie do wykonania, bo należało między dwie przyszrubowane deski wsunąć przynajmniej tę część głowy, która jest opatrzona przednimi zębami; trzeba było za jakąbądź cenę wysiłku pochwycić między zęby płócienny worek, wypchany twarogiem i dosyć szczelnie