Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/35

Ta strona została przepisana.

krowę, powiedziałby niezawodnie: Pal djabli krowę! Mogli ukraść sto korcy pszenicy!
— A juści, a jakże; pewnoby tak powiedział. Przyświadczała Magda. A co mu tam szkodzi? Czy to jego zguba będzie? I takby balował po całych nocach.
— Nie słyszałaś też, Magdusiu, co o tem wszystkiem mówią w kuchni? Rzekła Pękalska, której trafiło w gust potakiwanie dziewki.
— A cóż mają mówić?... Nie wie to pani, jakie to sobacze nasienie? Będą mieli pośmiewiska z folwarku przez jaką niedzielę, i tyle! Odrzekła Magda. — Czy im to dziwno szczuć na człowieka?
Atoli wypadki rozwinęły się w innym, przez nikogo nieprzewidywanym kierunku.
Masełko przybył do kuchni o zwykłej porze, a był widać w bardzo złem usposobieniu. Najprzód już w drodze do kuchni kopnął z całej siły Brysia, który się ku niemu garnął i łasił natarczywie. Pies, znieważony w ten sposób, zaskowyczał cieniutko, spuścił ogon, spojrzał z podełba na kucharza, potem usiadł do słońca pod ścianą i troskliwie a umiejętnie wylizywał sobie rany, jakie poniósł był w nocy.
Inne psy, widząc skompromitowanie się Brysia, nie witały już pana kuchmistrza. Masełko, wszedłszy do kuchni, nie gwizdał ani nie śpiewał, tylko mruczał coś pod nosem, około którego na mięśniach twarzy igrał odcień niezadowolenia oraz ironii. Kanarek napuszył się w klatce jak bomba i z cicha pogwizdywał: „Fit-fit! Fit-fit!“ Kos podszedł ku samej ścianie klątki, jakby chciał przez szczeble zbadać fizyognomią kucharza. Sroka też, podskoczywszy parę razy, przekręciła główkę i spoglądała w górę na oblicze pryncypała. Masełko podług zwyczaju uderzył w stół tylcem noża, ale dzisiaj coś bardzo silnie. Złowrogi dźwięk rozległ się po kuchni. Sroka czemprędzej pod stół się schroniła, a inne ptaki w obu klatkach wskoczyły na najwyższe żerdki. Kuch-