Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/42

Ta strona została przepisana.





VI.
PANI HRABINA.

Majcherek był tak nałogowo przyrośnięty do budynku kuchni i jej okolic w promieniu jakich pięćdziesięciu kroków, że od śmierci opiekuna swego Marcina nigdy granic tych nie przekraczał. Gdy atoli teraz srodze w kuchni ucierpiał, gdy ból szarpał jego ciało, a jakiś ciężki żal uciskał duszę, wybiegł za drzwi i począł szybko biedz prosto przed siebie, wydając rozgłośne krzyki. Tak uchodzi płochliwe zwierzę, gdy je ugodził dotkliwy pocisk.
Chłopiec wpadł w najodleglejszą okolicę ogrodu, przebiegł wspaniały szpaler grabowy, dostał się w aleję wysadzaną kasztanami, wreszcie dotarł do pięknej altany obrosłej dzikiem winem i tutaj usiadł na ziemi pod marmurowym stolikiem. Piękno altany wcale go nie zajmowało. Oparł ręce na kolanach, a na rękach — głowę, oczyma bezdusznie patrzał przed siebie w dal. To piękne dziecko, z wyrazem boleści na licu, podobne było do jakiej mitologicznej statuy, służącej ku przyozdobieniu ogrodu.
Była to właśnie samotna altana, której nikt nie odwiedzał, altana ta sama, gdzie nieboszczyk hrabia miewał miło-