Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/43

Ta strona została przepisana.

sne schadzki z panną Julią, gdzie prawdopodobny ojciec Majcherka i niewątpliwa matka, upojeni niegdyś rozkoszą, przysięgali sobie miłość i byli tu znacznie szczęśliwsi, aniżeli ich syn, rezultat miłości przez świat przeklętej. O, jakże szczę ście ludzi dużo nieraz kosztuje drugich!
Chłopiec powoli się uspokoił, ostatnie jęki i szlochy, które wydawał, już bez łez były. Altana była prześlicznem zaciszem. Z wierzchu oblewały ją szczodrze promienie słońca, sprawiając mieniący się połysk zieleni; wewnątrz zaś panowały tu — cisza, chłód, powaga, jakby to był przybytek kojenia ludzkich boleści. Czasem, dołem po nad ziemią lecąc, zapędzały się do altany dwa ptaszki, wpadały tutaj, poświegotały i uchodziły, goniąc dalej; czasem znowu z gęstego sklepienia oberwał się chrabąszcz, spadł w znak na ziemię i, grzebiąc nogami, usiłował powstać.
Chłopiec, obrócony twarzą ku wejściu do altany, zasnął.
Pani hrabina z Pałek o tej porze zwykle odbywała przechadzkę. Szpaler grabowy stanowił najbardziej ulubione miejsce jej spaceru; stąd zapuszczała się ona także i w aleję kasztanową; ale dochodziła tylko do altany; następnie zwracała się, krocząc boczną drożyną ku sadzawce lub między urocze, wonne klomby krzewów, po których wiły się roje barwnych motyli.
Dzisiaj losjakoś zdarzył, iż hrabina postanowiła przejść około altany właśnie. Mimowoli rzuciła okiem wewnątrz i wzrok jej padł na bladą, piękną, dwiema rękami podpartą twarzyczkę uśpionego dziecka. Stanęła jak wryta, bacznie wpatrując się w rysy Majcherka. Poważne jej, prawie majestatyczne rysy przybrały jakiś wyraz zgrozy i przerażenia; wnet znowu na twarzy błysnął jakby rumieniec gniewu, dumy czy oburzenia. W tej chwili hrabina także podobną była do pięknego posągu — może Hery lub Ateny. Chociaż wielka pani widocznie była wzruszoną niezmiernie; jednak żadnym wykrzykiem nie śmiała przerwać tej uroczystej, na-