Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/45

Ta strona została przepisana.

całego organizmu jedynie od procesów wegetacyjnych. Tacy ludzie nie znają tajemnic duszy ani się też nie troszczą o tajemnice tego rodzaju.
— Idź, Frycu, i dowiedz mi się, co to za chłopiec śpi w altanie! Powtórzyła hrabina z pozorną obojętnością. Ale uważniejszemu spostrzegaczowi nie uszłoby szczególne drżenie jej głosu oraz pewien akcent stawiany na urywanych wyrazach, a świadczący, iż wiadomość, dotycząca chłopca, nie była dla niej obojętną.
Fryc wykonał rozkaz sumiennie. Poszedł do altany, zobaczył Majcherka, poznał go, wypędził z ogrodu i powrócił do pałacu z relacyą, że chłopiec jest sierotą niewiadomego pochodzenia, że się chowa przy kuchni, że zresztą — chociaż nikt nie wie, skąd się to dziecko wzięło na świecie — to jednak jest pewnem, iż dopóki żył stary kamerdyner Marcin, zajmował się losem malca i uchododził za jego wuja; jednakże po śmierci kamerdynera zgłosiła się rodzina i rozebrała jaki był spadek majątkowy, ale do dziecka nikt się nie chciał przyznać, tak że chłopiec obecnie nie ma nad sobą żadnej opieki, prócz Boskiej.
Ogrodnik odszedł, a hrabina była już teraz prawie zupełnie pewną, że wychowujący się przy kuchni Majcherek jest dziecięciem miłosnych stosunków nieboszczyka męża z Julią, którą ona bardzo pogardzała i nienawidziła jej namiętnie.
— Nie ścierpię tego bękarta pod moim bokiem! Mówiła pani Lutowojska do siebie. Ach, jaki podobny do matki! Jak bardzo do niej podobny!... Ale jak go stąd wyrzucić?... Cóż on zresztą winien? To ona, ona jest podłą, nikczemną!... Nie!... Muszę go stąd wyrzucić, bo on nosi na sobie piętno hańby swojej przewrotnej i wszetecznej matki. Dzieci muszą odpowiadać za czyny rodziców!... Skrupułów nie powinnam mieć żadnych. Wszak ona nie oszczędzała mnie nigdy!