Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/47

Ta strona została przepisana.

cze ludzie. Któżby się litował nad złodziejem?... Sprawiało też hrabinie niemałe zadowolnienie i to, że syn występnej Julii jest wyrzutkiem społecznym, godnym potomkiem swojej nikczemnej matki. Miałecki nieświadomie nastręczył przytem swojej pani wyborny pretekst usunięcia chłopca od dworu. Hrabina osobiście nigdy się domem nie zajmowała; nie wiedziała wcale, co się dzieje w polu, w stodołach, na folwarku, w kuchni. Miała do tego przecież bardzo liczną służbę. Prawda, że w Pałkach byli także złodzieje, którzy nie zajmowali się kradzieżą serków, lecz gorliwie na różnych punktach minowali olbrzymią fortunę. Ale czyż hrabina Lutowojska o tem wiedziała? Pani ta nie domyślała się bynajmniej, aby przy jej pałacu mógł być jeszcze inny jaki złodziej, oprócz Majcherka. W miarę jak dawała folgę uczuciom swoim, twarz jej się ożywiała, pogarda, zwolniona od walki ze sumieniem, napiętnowała lica i spotęgowała uczucie nienawiści dla Julii, Osoba Majcherka najprzód prawie że się w umyśle hrabiny zidentyfikowała z osobą Julii, a ostatecznie, jako przedmiot mściwości, syn się podstawił za matkę.
— To okropne! Powiadasz, że jest złodziejem! I przy tych słowach wielka pani poruszyła się żywo, o mało nie powstała z krzesła. W jej oczach zaigrała dzikość, zbudziło się uczucie władzy, zemsta oszpeciła szlachetne rysy twarzy:
— Ja tu nie mogę trzymać złodziei, dzieci z podłymi instyktami! Wykrzyknęła hrabina, popadając w afekt. — Trzeba go natychmiast wypędzić!... Rozumiesz Miałecki! Jeżeli można, wypędzić ze wsi, z Pałek! Ja nie chcę na oczy widzieć tego złodzieja!
Opamiętała się jednak, widząc, iż Miałecki miał fizyognomią zadziwioną tym niezwykłym sposobem przemawiania i wzruszeniem swojej pani.
Hrabinie stanęła w myśli znowu postać śpiącego w altanie Majcherka, przedstawiła jej się spokojna, jakby pokorna boleść, którą widziała rozlaną na jego twarzy. Wewnętrzny cichy głos szepnął: „Tacy nie kradną, nie!“