Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/51

Ta strona została przepisana.

w kark albo i nie obił rózgą. Przecież bez wątpienia kucharz mógł to zrobić!
Chłopcu dziwno nawet było, że Masełko nie korzystał ze sposobności. Po tak srogich przejściach dnia malec opuścił kuchnią i wyszedł za bramę; do bramy towarzyszył mu jeszcze Bryś, ale potem pies zawrócił na stanowisko swoje pod ścianę.
Podróżnik tego rodzaju co Majcherek idzie prosto przed siebie, gdzie go oczy niosą. Szedł więc drogą od pałacu i doszedł do wsi; przez wieś droga ta sama biegła dalej. Poprzed chatami na pogródkach i na samejże drodze siedziały gromadki brudnych dzieci. Przy jednej takiej gromadce za trzymał się nasz mały bohater. Dzieci otoczyły właśnie mały dołek, palcami wybrany w ziemi, pluły weń po kolei, dosypywały pyłu, i z takiego jakby ciasta robiły gałki, co miało być niby to naśladowaniem czynności pieczenia chleba. Z początku dzieci owe spoglądały na Majcherka jak na obcego przybysza; ale w kilka minut był on tu już jakby wśród swoich; zapytany, powiedział towarzyszom swe imię, poczem pluł także w dołek i robił gałki z błota. Cała gromadka dzieci nazywała go „Machusiem.“
— Kajże ty Machuś masz swoję chałupę? Pytała najstarsza w towarzystwie dziewczynka Hanka, która była opiekunką i niańką dwuletniego może braciszka Maciusia.
Majcherek podniósł na nią swoje wielkie czarne oczy i ręką pokazał w kierunku pałacu.
— A czyjżeś ty? Pytała znowu Hanka, utarłszy braciszkowi nos koszuliną i przysiadając się do Majcherka.
Chłopiec spojrzał znowu na dziewczynkę, lecz tą razą nic nie odpowiedział, nie miał bowiem wyobrażenia, iż można być czyim.
Hanka ze swej strony niezrozumiała tego psychicznego stanu i zaczęła nauczać Majcherka, jak się odpowiada na takie pytanie.