Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/56

Ta strona została przepisana.

— Gdzie on się teraz może znajdować? Pytała znowu hrabina, jakby sama do siebie mówiąc.
— Ha, któż to może wiedzieć! Rzecze Miałecki: Zaszedł gdzie do chłopskiej chałupy, każą mu drzeć pierze, pasać gęsi lub bydło, póki nie wyrośnie.
— A jeśli będzie kradł dalej jeszcze?
— To go także wypędzą. Odpowiedział kamerdyner.
— Ludzie najlepiej nauczą rozumu.
Hrabina dała znak Miałeckiemu, aby odszedł. Przez długi czas przechadzała się po pokoju; potem zasiadła do pięknego biórka, zarzuconego mnóstwem błyszczących drobiazgów, narzędzi i materyałów piśmiennych. Tutaj napisała list krótki, wyjęła kopertę i zaadresowała: Do szanownego księdza kanonika Rodowicza w Rzepaczni. Teraz znowu zadzwoniła i znowu wszedł kamerdyner.
— Jutro wyślesz mi ten list przez konnego posłańca do Rzepaczni na plebanię. Mówiła hrabina powoli, myśląc o czem innem.
— Rozumiem, jaśnie wielmożna pani hrabino! Odparł Miałecki, biorąc w rękę list położony na stole i z prawdziwie lokajską gracyą cofając się jak rak ku drzwiom tyłem.
Możesz odejść! Brzmiał nowy rozkaz.
Hrabina była ciągle smutna i zamyślona, ciągle to siadała, to się znowu przechadzała. Przystąpiła do okna i spojrzała w ogród. Noc była strasznie ciemna; niebo się zachmurzyło, w stronie alei kasztanowej mignęła błyskawica, przy jej świetle wydało się hrabinie, iż ujrzała altanę, a w niej małego chłopca, uśpionego pod marmurowym stołem.
— To być nie może! Szepnęła cicho i spojrzała na wspaniały staroświecki zegar, istne arcydzieło. Było już wpół do dwunastej. Jeszcze raz trwożliwie spojrzała w ogród, właśnie i teraz błysnęło...
— A jeśli on niema się gdzie przespać? Wołało wzburzone sumienie. Hrabinie uderzyło gwałtownie serce, bo nagle huk grzmotu się rozległ, a deszcz począł siec szyby okien.