Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/62

Ta strona została przepisana.

mówiono, że go Julia zdradziła. Był on już wtedy chory, a charakter jego zmienił się do niepoznania. Musiałam codziennie znosić zły humor, opryskliwość, gwałtowność; nawet brutalstwo i tyranią. Zachorowałam, i rodzicie wywieźli mię w ciepły klimat. Albert pozostał w domu sam jeden. Kiedy wróciłam po roku niebytności, mąż był już dla mnie lepszy, ale choroba jego dojrzewała, a z każdym dniem wzmagał się upadek na siłach. Umarł w rok po przyjściu na świat córki. Nie wiedziałam, że oprócz dzieci moich, pozostało jeszcze dziecko Julii, które tu w Pałkach wychowywało się pod moim bokiem, tu, gdzie matka jego oddawała się niegodziwym stosunkom miłosnym z hrabią Albertem.
— Czy pani hrabina jesteś tego pewną? Przerwał ksiądz Rodowicz.
— Jeżeli potrzeba świadectwa bezwarunkowej pewności, tego nie posiadam wprawdzie, ale poznałam w dziecku rysy Julii jak najwyraźniej. Jest to chłopiec, mogący mieć najwyżej lat ośm... O rok właśnie młodszy od mojego syna... Wszystko mi mówi, że to jej dziecko!... Mówiła hrabina z widocznem wzruszeniem.
— A cóż się z tem dzieckiem dzieje? Spytał ksiądz poważnie, przyglądając się bacznie hrabinie, jakby chciał zajrzeć w jej duszę.
— Wychowywał się w kuchni. Odrzekła hrabina, pomieszana przenikliwym wzrokiem Rodowicza. Służący powiadają, że to zły chłopiec, że się dopuszczał kradzieży i że go za to karano...
— A cóż na to pani hrabina? Zapytał z przyciskiem kanonik.
Hrabina uczuła jak najwyraźniej, że głos księdza był dalszym ciągiem głosu, który słyszała we własnem sumieniu, a któremu nie chciała uledz. Najprzód spuściła oczy; ale wnet podniosła głowę i, usiłując zachować godność, rzekła stanowczo: