Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/70

Ta strona została przepisana.

się w ciemności przyglądać jedzącemu Majcherkowi, który istotnie żarłocznie pożerał butersznit; ale pomimo głodu chłopiec i tak rzucił psu okruszynę, a ten nie pogardził. Owa rzucona okruszynka, tyle cenna dla zgłodniałego Majcherka, była zapewne promykiem czy zarodkiem bezwiednego uczucia wdzięczności, które niekiedy w duszy człowieczej w piękny kwiat się rozrasta. Co się tyczy Brylanta, każdy przyzna, iż jak na psa był to dzielny kolega.
Obaj przyjaciele zabrali się teraz do spoczynku; pies był zadowolniony widać, iż czuł przy sobie człowieka; ale stokroć szczęśliwszym z obecności psa był dziecko człowiek.
Po burzy, nazajutrz wschód słońca był rozkoszny. W postaci białego płaszcza mgły ziemia zwracała niebu wilgoć. I na altanę także cisnęło słońce swoje złote promienie. Brylant byłby jeszcze spał długo, ale skoro się podniósł Majcherek, to i pies uważał za właściwe opuścić wygrzane na ziemi miejsce noclegu. Wszystko jeszcze w Pałkach spało jak zabite, kiedy chłopiec z psem wychodzili za bramę na drogę. Wspólnie przespana noc, wspólnie zjedzony butersznit stanowiły więcej niż trącenie się szklankami wina dwóch tęgich burszów — „prosit!“ Albo: „Daj nam Bóg zdrowie!“ Brylant z Majcherkiem wynieśli się w świat z hrabskiego dworu. Szli obok siebie samym środkiem drogi; pies był w wybornym humorze, wzniósł w górę ogon. Majcherek zatrzymał się pod płotem, naprzeciwko chałupy, gdzie przemieszkiwała Hanka z Maciusiem. Brylant zainteresował sobą psy wiejskie, wypadały do niego z chałup, niby się też to rzucając ze złości; ale ostatecznie, gdy je towarzysz Majcherka obwąchał do koła, gdy nad każdym takim kundlem pokręcił kilka razy ogonem, wnet cała ta hałastra chroniła się na podwórka, zdaleka tylko ujadając.
Zaczęto wypędzać na paszę bydło, ludzie zaś wychodzili i wyjeżdżali z wozami na żniwo. Nareszcie poczęły się też wysypywać z chałup i dzieci, a droga pokrywała się coraz gęstszym rojem białych koszulin i bielszych od koszul