Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/72

Ta strona została przepisana.

nej pierwszy Brylant dostrzegł kalwakatę dworską, kroczącą w oddaleniu; nie namyślając się wcale, pies dał czemprędzej nura za płot, a wlazłszy w kapustę, obserwował zdała, co to będzie. Poznał on dobrze znanych sobie dworaków, sądził prawdopodobnie, że o niego chodzi, miał zaś na sobie tyle grzechów powszednich i śmiertelnych, że o odpuszczeniu ich przez służbę dworską nie mógł nawet marzyć. Majcherek przypomniał sobie rózgi w kuchni i zapowiedzenie uroczyste kucharza, więc też na widok służby pałacowej pierwszą jego myślą było drapnąć za Brylantem w kapustę. Ale Hanka, która dziko pierzchnęła do sadu, unosząc Maciusia, zawołała:
— Machuś!... Pójdź do nas!
Instynkt towarzyski wziął u Majcherka górę nad starym popędem naśladowania czynności zwierząt, odnoszącym się chyba jeszcze do owych chwil dziejowych, kiedy człowiek chodził krok w krok za mamutem wełnistym i za renami.
Kuchciki zobaczyli łeb Brylanta w kapuście, zaczęli więc na psa wymyślać i, śmiejąc się radośnie, rzucali nań zeschłe bryły błota, przytem wołali:
— To jucha, mądry, złodziej, widzicie go, przyszedł kraść na wieś, kiedy ludzie wyszli w pole do żniwa!... Oha! Oha!...
Miałecki uciszył te wybuchy zgrai jednem powiedzeniem:
— Cicho tam! Głupie kpy!
Nareszcie cała ta jakby komisya śledcza przybyła do chaty, gdzie się schronił Majcherek, powołany przez Hankę. Dziewczynka, widząc wchodzących na podwórko ludzi obcych, puściła się pędem w głąb sadu, zawsze unosząc ze sobą Maciusia, który się straszliwie teraz rozbeczał. Majcherek pobiegł za nimi; dojrzał go jeden z kuchcików, poznał i doniósł Miałeckiemu, który lustrował właśnie wnętrze pustej chałupy.