Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/74

Ta strona została przepisana.

wprowadził go do gabinetu hrabiny, która tą razą zbliżyła się do malca, a głaszcząc go swoją wytworną ręką po nieuczesanej głowie, rzekła łagodnie:
— Czy nie jesteś głodny, chłopczyku?
Majcherek stał zdziwiony i olśniony, nie śmiejąc sie poruszyć z miejsca. Zaledwie rzucił okiem na bok, gdy ujrzał w wielkiem zwierciadle własną postać, co go tak przeraziło iż o mało nie upadł na ziemię. Spojrzał przed siebie i znowu siebie samego zobaczył w innem zwierciadle. Przytem posadzka była dla niego zbytecznie gładka, a niektóre przedmioty tak się błyszczały i świeciły, że Majcherek musiał zmrużyć, prawie zamknąć oczy. Jakże wielki kontrast stanowił ten biedny chłopiec, brudny i obszarpany, błotem prawie przyrosły z wykwintem, choćby najmniejszego podnóżka w gabinecie pani na Pałkach!
— Mój Miałecki. Rzekła hrabina. Zarządź natychmiast, aby to dziecko nakarmiono, wymyto i przybrano w suknie hrabiego Zizi. Odtąd bowiem chłopczyk ten będzie uważany na równi z moim synem!
Miałecki osłupiał; ale rozkaz brzmiał bardzo wyraźnie i należało go spełnić bez namysłu.
Dla Majcherka rozpoczęła się nowa faza życia. Czy wyszedł dobrze na owem przebrażeniu?... Przyszłość nam to pokaże.